Jan Bruno Maray - aptekarz z Werony i Tykocina
Tykocin 12 stycznia 1734 roku. Przewielebny ks. Antoni Porembny związał ślubną przysięgą, Szlachetnego i Urodzonego Pana Jana Brunona Maraya aptekarza z Werony, rzymskiego katolika z Wielmożną Panią Zofią Eufrozyną Growen Axel z Rewela, luteranką. Świadkami tego związku byli GD Franciszek Żółkiewski ekonom dóbr tykocińskich, GD Antoni Besser prefekt Regimentu Artylerii Królewskiej i GD Marcin Szulc sierżant tego regimentu.
[ Magnificus - wielmożny, Generosus - urodzony, Nobilis - szlachetny, Dominus - pan]
![]() |
https://pl.wikipedia.org/wiki/Tallinn |
![]() |
https://pl.wikipedia.org/wiki/Werona |
Jeszcze w tym samym roku małżonkowie przywitali swą pierwszą córkę, Annę Elżbietę.
Roku Pańskiego 1734 dnia 14 października, ja jak wyżej** ochrzciłem imieniem Anna Elżbieta, córkę czcigodnego pana Jana Bruno Maraya i Zofii Eufrozyny, legalnych rodziców. Nad świętym zdrojem dziecię trzymali: ks. kanonik Antoni Jan Porembny i MD Antonina Horodeńska Szambelanowa Ziemi Bielskiej oraz MD Jan Kobyliński Miecznik Bracławski i MD Konstancja Wydrzycka oraz GD Piotr Nelazy i panna Marianna córka czcigodnego Zygmunta Wolfa.
[ Spectabilis - czcigodny, mieszczanin i właściciel domu].
W 1735 aptekarz Maray był kumem u sąsiadów.
Anno 1735 dnia 7 kwietnia, ja jak
wyżej** ochrzciłem chłopca imieniem Franciszek (di Paola) syna sławetnego
Fabiana Dworakowskiego i Anny Nawrockiej. Nad świętym zdrojem trzymali go : GD
Antonina Horodeńska Szambelanowa Ziemi Bielskiej i czcigodny pan Jan Bruno Maray aptekarz
z Tykocina.
[ Famatus - sławetny, miejski rzemieślnik cechowy]
Druga córka imieniem Romana przyszła na świat w 1836 r.
16 marca 1736 roku, ja Jakub Koc U.E.J., ochrzciłem imieniem Romana urodzoną wczoraj córkę Wielmożnego Pana Jana Brunona Maraya i Zofii Eufrozyny, legalnych rodziców. Nad świętym zdrojem trzymali : MG Michał ?mossowski ekonom knyszyński i Elżbieta Kossowska administratorowa z Popowlan.
![]() |
Fr. Tykocina na mapie z 1790 |
Pewnego wiosennego dnia roku 1737, przed apteką w Tykocinie zatrzymał się powóz, w którym spoczywał złożony chorobą, JW Pan Szymon Kruszewski z okolic Niewodnicy. Poproszono aptekarza o pomoc „gdyż dziedzic znikąd już ratunku w chorobie nie mając, polecił się wieźć do Tykocina, gdzie ma nadzieję odzyskać zdrowie pod opieką tak znakomitego aptekarza Brunona Maraya”. Aptekarz zaprosił chorego, jednak kuracja się nie powiodła i pozostało posłać po księdza proboszcza Antoniego Porembnego. Nie wiemy co działo się w kolejnych latach z aptekarzem Marayem. Być może wyjechał z miasta, bo w księgach nie ma jego aktu zgonu.***
[ Illustri-ssimus ac Magnificus Dominus - Jaśnie - oświecony i Wielmożny Pan]
* Małgorzata Choińska, Społeczeństwo Tykocina... s. 81-83.
**Andrzej Tadeusz Ludwik Bohdanowicz Com. Eccl. Tykocin.
*** http://placczarnieckiego10.net/historia/przed-wojna/historia-poludniowej-pierzeii
Autorką trzeciego tekstu oznaczonego w przypisie trzema kropkami jestem ja czyli Ewa Wroczyńska. Cały tekst opowiada o historii austerii dworskiej stojącej na rogu rynku i dzisiejszej ulicy Jordyki teraz jest tam hotel także pod nazwą "Austeria". A było to tak:
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością w 1737 w miejscu tym stał dom, w którym mieściła się apteka. Należała ona do tykocińskiego aptekarza szlachetnie urodzonego Brunona Maraya. Głównymi drzwiami od rynku wchodziło się do izby, gdzie pod ścianami na regałach stały dziwne szklane, drewniane i gliniane naczynia, flaszki, słoiki i puszki z tajemniczymi napisami. Przez oprawne w ołów małe szybki wpadało niewiele światła. Panował półmrok. Powietrze było przesycone zapachem ziół, wywarów i mikstur, które aptekarz przyrządzał w laboratorium na zapleczu. Ci, którym udało się tam ukradkiem zajrzeć, zobaczyć mogli wbudowany w piec wielki alembik, z pękatym szklanym brzuchem i plątaniną rur i rurek. Coś w nim wiecznie bulgotało i parowało. Na kuchennym palenisku w żelaznych kociołkach gotowały się aromatyczne wywary. Aptekarz w długiej ciemnej szacie ważył na dziwnej wadze proszki, które pomocnik aptekarski ucierał w wielkim mosiężnym moździerzu. Pewnego wiosennego dnia owego 1737 roku przed apteką zatrzymał się powóz. Na specjalnym łożu spoczywał jaśnie oświecony i bardzo czcigodny pan Szymon Kruszewski z parafii Niewodnica. Był bardzo chory i nie mógł chodzić już o własnych siłach. Jego słudzy wywołali na zewnątrz aptekarza Maraya i prosili o pomoc. Tłumaczyli, że ich jaśnie oświecony dziedzic znikąd już ratunku w chorobie nie mając, polecił się wieźć nigdzie indziej, jak tylko do Tykocina. Miał nadzieję odzyskać zdrowie pod opieką tak znakomitego aptekarza jak Brunon Maray. Pokręcił głową aptekarz, widząc, jak ciężką niemocą pan Kruszewski był złożony. Ulitował się nad nim i przyjął do swego domu na kurację. Jednak pomimo wielkich starań, użycia wszystkich znanych sposobów leczenia, nie udało mu się uratować biedaka. Nie pozostało nic innego, jak posłać po księdza proboszcza Antoniego Porembnego. Czcigodny pan Szymon Kruszewski, opatrzony wszystkimi świętymi sakramentami, umarł w dzień targowy we wtorek 11 czerwca 1737r. Miał zaledwie około 40 lat. Następnego dnia ks. Antoni Porembny pochował go z należnymi honorami w grobie wewnątrz parafialnego kościoła w Tykocinie.
Dziękuje bardzo. Z jakiego źródła pochodzi ta opowieść o aptekarzu Marayu?
Usuń