Ludwik Franciszek Gogolewski dróżnik szosowy z Tykocina

 

 „Gazeta Warszawska” 1877 rok.  Z guberni łomżyńskiej tak pisał Zygmunt Gloger.


Nieraz dają się słyszeć narzekania na brak drzew przy drogach naszych, drzew takich, jak lipa, topola lub wierzba, że nie mówimy już o owocowych, którymi wysadzane są drogi w wielu okolicach za granicą. Często słyszymy także utyskiwania ziemian na przywarę niszczycielstwa w naszym ludzie, który znajduje przyjemność w łamaniu i wyrywaniu młodych drzewek przy drogach. Cóżkolwiek bądź, nie zbywało u nas od wieków na zacnych usiłowaniach przyozdabiania rodzinnych gniazd i okolic. Starożytne lipowe i grabowe szpalery w sadach są jeszcze dość pospolite. Kmieć lub szlachcic zagrodowy chętnie pielęgnował przy chacie i gumnach wiązy, które były w tradycyjnym poszanowaniu. Nawet przy traktach zdarzało się często spotykać umyślnie sadzone drzewa sięgające młodością czasów saskich. Na dobrej woli i w nowszych czasach nie zbywało. Z prawdziwą przyjemnością na przykład jechało się traktem bitym tak zwanym białostockim, mianowicie między Złotorią a Ostrowią, gdzie na dziesięcio milowej przestrzeni ciągnęła się jedna piękna aleja z brzóz, topoli i wierzb, tym pięknych, że nigdy nieobcinanych. Nowe sądy gminne wzięły także w wielu okolicach pod swoją opiekę drzewa przydrożne, mając prawo wymierzać karę za uszkodzenie dobra publicznego.

Z tym większą boleścią jechaliśmy niedawno traktem białostockim, oglądając na całej przestrzeni wyżej wzmiankowanej wysokie zaniedbanie i niszczycielstwo wspaniałej alei. Po dawnych szkółkach drzew, które dawniej przy każdym domku dróżnika we wzorowym utrzymywane były porządku, już tylko tu i ówdzie nieznaczne ślady wyszukać można. Ogrodzenie znikło, drzewka wyłamane lub niewysadzone wyrosły w gęstą kępę, gdzieniegdzie sterczy gałąź morwy, która dawniej była we wszystkich szkółkach troskliwie pielęgnowana. Z alei szosowych corocznie ubywają drzewa, pokątnie wycinane przez okolicznych włościan, a w każdym prawie pniu brzozy pozostałej znajduje się kilka dziur wyrąbanych do zbierania oskoły na wiosnę. Smutnie też wyglądają nagie pnie wierzb, których wszystkie gałęzie obcięto i ułożono w sążnie kubiczne, czyli achtle, na sprzedaż. Sążnie te w okolicach dość lesistych i z rodzaju drzewa mało cenionego na opał zapewne muszą być tanio sprzedawane, a co gorsza nie znajdują wcale nabywców, skoro, jak oglądaliśmy, wszystkie pod wpływem atmosferycznej wilgoci, pokryły się mnóstwem latorośli przypominających mirt rozkwitły we włosach zmarłej dziewicy. Droga też ze szpalerem pniów obnażonych z konarów i gałęzi wygląda szpetnie i jakby gdzieś za granicami Europy istniała, a w najlepszym razie daje nadzieję, że za kilka lat w miejsce pięknych wierzb naturalnych urosną karłowate pudła, które znowu zostaną obcięte, tak jak przed kilku laty były tu przez dróżników obnażone z gałęzi brzozy.

 

***

 

https://sadybamazury.wordpress.com/2014/09/11/zapomniane-zabytki-przy-drodze-adam-ploski/

 

 

 

Działo się w Tykocinie 1 sierpnia 1882 roku. Stawił się Józef Barszczewski z Jeżewa i Jan Konczewski w Tykocinie robotnik i oświadczyli, że wczoraj wieczorem umarł Ludwik Gogolewski dróżnik szosowy w Tykocinie zamieszkały lat 47 mający, urodzony w Jeżewie syn Jana i Rozalii z Backielów, pozostawiwszy po sobie owdowiałą żonę Mariannę z Osieckich.

 





W latach 30-tych XX wieku w Łomży wydawano dwa czasopisma dotyczące drogowców.

 


https://pcr.uwb.edu.pl/SL/files/SL_1993_4_012.pdf

Komentarze

Popularne posty z tego bloga